Włóczęga: człowiek, który nazywałby się turystą, gdyby miał pieniądze.
Julian Tuwim

36,6 - w cieniu!


Pewnie niewielu już pamięta, ale początek lipca to był atak upałów, za którymi pozostało nam obecnie tęsknić przez najbliższe pół roku. Tak to już bywa w naszym pięknym kraju. Jednak przed wojną, gdy kraj ten rozciągał się dzięki gen. Żeligowskiemu bardziej na północny-wschód, mieszkańcy tamtejszych obszarów mieli zimno przez jakieś dwa miesiące dłużej. Skąd to wiem? Ano z lektury pamiętników pewnego polskiego Karaima spod Wilna. To co go uderzyło po przymusowej, powojennej przeprowadzce na Dolny Śląsk, to piękna, ciepła pogoda w październiku...


Ale wracajmy do naszych czasów i szerokości geograficznej. Mazowsze może i nie ma tak łagodnego klimatu jak Polska południowo-zachodnia. Jednak bywają lata, gdy temperatura w cieniu, w dzień, nie spada poniżej 35 st. Celsjusza. Taki właśnie był tegoroczny początek wakacji.

A co można robić gdy żar leje się z nieba, w cieniu pot zalewa skronie z duchoty i nawet najwspanialsze, przedwojenne, ceglane budownictwo nie zatrzymuje chłodu w mieszkaniu? Jechać nad wodę! I jeszcze znaleźć plażę w cieniu (no może jej namiastkę), to prawdziwy luksus. W taki dzień przestają przeszkadzać nawet te tłumy wokół, równie spragnione wody choćby po kostki i samochody stłoczone jeden na drugim. I nikt też nie myśli, jak to będzie wsiąść do takiego auta pozostawionego na słońcu przez kilka godzin... To teraz nieważne! Hajda do rzeki! Wreszcie przyszło mi błogosławić lodowate wody Rawki.