Mała wioska i ogromne grodzisko –
oba miejsca zapomniane i omijane przez turystów. Stradów to jeden z głównych
grodów państwa Wiślan i jednocześnie największy w Polsce, robi
spore wrażenie gdy się stoi u jego stóp. Przypomniały mi się od
razu wcześniej mi znane grodziska słowiańskie, gdzie przejście
wokół zajmowało trzy minuty, a zdobycie wałów było możliwe po
mocniejszym naciśnięciu na pedały roweru Wigry-3.
Teraz stanęłam przed górą. Zadarłam głowę żeby zobaczyć wierzchołek i zaczęłam wspinaczkę po stromym zboczu. Wejście zajęło mi kilka minut, spowodowało lekką zadyszkę, ale widok... taaak, to można uznać za rekompensatę z bardzo dużą nawiązką. Ponidzie, z niewielką ilością lasów, za to dużymi połaciami kolorowych pól jest piękne, a z tej perspektywy już chyba każdy zrozumie o co mi chodzi.
Wały grodziska wznoszą się na wysokość ok. 350 m.n.p. Miejscowi mówią że przy dobrej pogodzie widać stąd Beskidy, a podobno zdarza się że i Tatry. Niestety to była chyba nie taka pogoda jak trzeba, chociaż też piękna. Zresztą Tatry widziałam już nieraz, za to rejon Doliny Nidy po raz pierwszy.
Grodzisko ma świetnie zachowany system wałów, widać gdzie była fosa, a nawet miejsca gdzie prawdopodobnie znajdowały się wieże strażnicze. Obrona tej stromej góry to prawdopodobnie była bułka z masłem.
Szkoda tylko, że próżno szukać informacji o Stradowie w przewodnikach po ziemi kieleckiej. Wspomina się o grodzisku w Wiślicy, a ono mogłoby być jedynie małym podgrodziem tego stradowskiego.