Włóczęga: człowiek, który nazywałby się turystą, gdyby miał pieniądze.
Julian Tuwim

Gładko idzie przędza wesołej dziewczynie


Nie, nie będzie to opowieść o prząśniczkach…
Kiedy w głębokich latach 80-tych chodziłam do podstawówki, mijałam po drodze pewien dom. Nic szczególnego, słupek polski, klomby w oponach, druciane ogrodzenie, pies Burek. Ot, taki podmiejski obrazek, spotykany do dziś. Jednak ten dom miał coś, co przyciągało moją uwagę.

 Cała ściana wysokiej piwnicy upstrzona była potłuczonymi talerzami, butelkami, filiżankami i bóg wie czym jeszcze, bez ładu i składu. Wszystko to, przy słonecznej pogodzie, skrzyło się i świeciło. Jako dziecko byłam zachwycona - nie znałam jeszcze pojęcia „elewacja w standardzie późnego Gierka”. Ale oglądać to codziennie w drodze do szkoły, przez kilka lat? Zauroczenie mi przeszło, miałam dosyć ceramicznego migotania i pod koniec szkoły omijałam ten dom szerokim łukiem. Krótko mówiąc nabawiłam się awersji do wszelkiego rodzaju mozaikowych zdobień architektury, nieważne jakiej proweniencji artystycznej czy jakości wykonania. Nawet starożytne mozaiki, które oglądałam we Włoszech lata świetlne później, nie wzbudziły mojego zachwytu. Coś mnie ruszyło w Barcelonie, w Parku Güell. Ale to przecież Antoni Gaudi, którego bardzo lubię. A poza tym, przez całe dorosłe życie nie zwracałam uwagi na żadne mozaiki przyklejone do wielu budynków w Polsce. Tak jakby nie istniały.
Potrzebne mi było chyba dopiero zderzenie z talerzami na ścianie oko w oko, z zaskoczenia. Tak żebym nie mogła ominąć. No i stało się. Zwiedzając ruiny dawnego fabrycznego Tomaszowa, trafiłam do byłych zakładów wełnianych „Mazovia”, a tam na ścianach różnych budynków, których funkcje trudno teraz odgadnąć, były mozaiki…
Oczywiście największa przedstawia co produkowano w tymże zakładzie.


Fabryka Maurycego Piescha zaliczana była do największych w Europie. Po II wojnie światowej została upaństwowiona i w latach ’70 nazwana “Mazovią”. Teraz w ruinie. Podobno ma tam powstać galeria handlowa, coś na kształt łódzkiej Manufaktury. Nie przepadam za galeriami, ale jeśli jest to jedyny ratunek dla byłej przędzalni, czemu nie. Pytanie tylko, czy ocaleje mozaika? Może nie przedstawia jakiejś szczególnej wartości artystycznej, jednak myślę, że warto by było.