Nie, nie będzie to opowieść o
prząśniczkach…
Kiedy w głębokich latach 80-tych
chodziłam do podstawówki, mijałam po drodze pewien dom. Nic szczególnego,
słupek polski, klomby w oponach, druciane ogrodzenie, pies Burek. Ot, taki
podmiejski obrazek, spotykany do dziś. Jednak ten dom miał coś, co przyciągało
moją uwagę.
Potrzebne mi było chyba dopiero zderzenie
z talerzami na ścianie oko w oko, z zaskoczenia. Tak żebym nie mogła ominąć. No
i stało się. Zwiedzając ruiny dawnego fabrycznego Tomaszowa, trafiłam do byłych
zakładów wełnianych „Mazovia”, a tam na ścianach różnych budynków, których
funkcje trudno teraz odgadnąć, były mozaiki…
Oczywiście największa przedstawia co
produkowano w tymże zakładzie.
Fabryka Maurycego Piescha zaliczana była
do największych w Europie. Po II wojnie światowej została upaństwowiona i w
latach ’70 nazwana “Mazovią”. Teraz w ruinie. Podobno ma tam powstać galeria
handlowa, coś na kształt łódzkiej Manufaktury. Nie przepadam za galeriami, ale
jeśli jest to jedyny ratunek dla byłej przędzalni, czemu nie. Pytanie tylko,
czy ocaleje mozaika? Może nie przedstawia jakiejś szczególnej wartości
artystycznej, jednak myślę, że warto by było.