Był do odebrania samochód w Szwajcarii. W
zasadzie nic prostszego, wystarczy wsiąść do autokaru relacji Warszawa –
Bazylea, pokisić się jakieś 20 godzin w ciasnych fotelach, odespać podróż u
rodziny i ruszać w drogę powrotną własnym autem. Można szybciej, samolotem. Tylko że
akurat nie ma tanich lotów ani do
Bazylei, ani Berna, ani Zurichu. No i też nuda.
Akurat zbliżała się Wielkanoc, czyli murowane
trzy dni wolnego, do tego jeszcze jeden lub dwa urlopu i można szaleć. Jak więc
dostać się w okolice Langenthalu, najmniejszym kosztem i przy okazji może
jeszcze coś zobaczyć? Wujek Google był bardzo pomocny, a jeszcze bardziej
strony z tanimi lotami, witryny kolei niemieckich i włoskich. Oczywiście
najważniejszy był kalkulator.
Na pierwszy ogień poszedł transport niemiecki.
Analizując różne połączenia przez Berlin, Monachium, Frankfurt (ten drugi) po
raz kolejny doszłam do wniosku… a właściwie kilku wniosków. Po pierwsze
wszystko jest po angielsku, czytelne i łatwo dostępne, bilet można kupić na
dowolny pociąg, w dowolnej taryfie, przez internet. Po drugie, aż roi się od
różnych promocji. Po trzecie sieć połączeń to zupełnie inna bajka niż u nas,
ale to wiadomo nie od dziś. Niestety z powodu długiej, nocnej podróży pociągiem
ten kierunek ostatecznie odpadł. Innej opcji bez promocji nie było.
To może zaatakować Helwetów od południa?
Ryanair ma masę lotów do Bergamo koło Mediolanu. Koszt, zależnie od dnia, waha
się między 50 a 150 zł. Sprawdzam na stronach lotniska jak dostać się do
Mediolanu, bo tylko stamtąd łatwo przeskoczyć dalej. Co kilkanaście minut
kursują autobusy. Świetnie!
Teraz pozostaje znaleźć przejazd do Szwajcarii.
Kiedyś jechałam tą trasą autostopem, dzięki uprzejmości włoskich punkowców,
niemieckich posthippisów i polskiego księdza. Postanowiłam zajrzeć na włoski
odpowiednik – Trenitalia.it. Bingo! Promocyjne bilety z Mediolanu do Lucerny,
za zaledwie 29 euro. I to jaką trasą! Jedną ze słynnych panoramicznych linii
kolejowych Szwajcarii, tą po której jeździ Wilhelm Tell Express. Jeszcze szybki
telefon do rodziny - tak, wyjadą na dworzec w Lucernie.
Plan był boski! W piątek wylot o świcie z
Warszawy, po 8 rano w Bergamo, a o 9.30 w Mediolanie. Kilka godzin na
obejrzenie „starych śmieci” i o 14.00 pociągiem do Lucerny!
Potem dwa dni u rodziny
i powrót samochodem do domu, ale oczywiście nie najkrótszą drogą. Skądże znowu. Trasa powrotna wiodła więc z Bazylei do Norymbergi po staremu, ale zamiast
skręcić na Zgorzelec, pojechałam prosto do Pragi. Bez postoju jednak, bo to
miasto wymaga więcej na zwiedzanie niż godzinę przerwy w trasie. W planach był
Jicin i Rumcjas, ale zdążyło zrobić się ciemno, więc pojechałam prosto
ekspresówką na Hradec Kralowe, Lubawkę i zasłużony nocleg w Okrzeszynie. W
Polsce nadal panowała zima…
Rano zapadła decyzja żeby nie pchać się w
zaspach śniegu na krajową 8-emkę, tylko przetestować drogę z Wrocławia, przez
Sieradz na autostradę A2. Łatwo nie było, średnia prędkość to 50 km/h przez
padający nieustannie śnieg, ale droga dużo luźniejsza niż przez Bełchatów. To był
dobry wybór. Odkryłam też całkiem spory zbiornik wodny – Jezioro Jeziorsko,
powstałe po postawieniu tamy na Warcie w Siedlątkowie. Muszę tam wrócić z
kajakiem, jak będzie ciepło.
Powitanie w domu. Wielkanoc AD 2013, Milanówek. |