Włóczęga: człowiek, który nazywałby się turystą, gdyby miał pieniądze.
Julian Tuwim

Łapaj ptaki!

Wracając z wakacji na Mierzei Kurońskiej zapragnęłam zobaczyć ujście Niemna do morza. Uzbrojona w dokładną mapę zachodniej Litwy, męża-pilota i marudzącego synka w foteliku, postanowiłam zrealizować mój plan wbrew wszelkim przeciwnościom! W końcu kto ma kierownicę, ten ma władzę. 

Wedle mapy należało dojechać na sam czubek cypla wrzynającego się w Zalew Kuroński, przy samej delcie rzeki. Na mapie widniała nawet miejscowość o nazwie Vente, co dobrze rokowało - znaczy da się dojechać do samej delty i może nie trzeba będzie brodzić w szuwarach z dzieckiem na karku, żeby ujrzeć choć kawałek ujścia.

Na miejscu okazało się, iż to całkiem przyjemna mała wioska z ogromnym parkingiem. Po jaką cholerę?! Chyba nie ma aż tylu fanatyków oglądania jak jedna woda wpada do drugiej, szczególnie gdy robi to bardzo niemrawo, czyli akcji nie widać, nuda...

Na wielkim, acz pustym parkingu porzuciliśmy samochód i ruszyliśmy piechotą na cypel. Po drodze natknęliśmy się na tabliczkę z kierunkowskazem "latarnia morska, tam ->". Aha, to już wszystko jasne. Dobrze, obejrzymy sobie latarnię przy okazji. Nagle zza drzew zaczęły pojawiać się jakby porozwieszanie siatki, sieci? Nieee, za duże to. I w miarę jak wychodzimy na otwartą przestrzeń, robi się coraz większe! Dziwne konstrukcje porozwieszane na słupach o wysokości kilkunastu metrów, albo i więcej, w formie tuneli. Doszliśmy do latarni i wszystko stało się jasne! To jedna z najstarszych stacji ornitologicznych do obrączkowania ptaków. Podobno najtłoczniej jest tu w październiku i listopadzie. Hitchcock powinien to zobaczyć...