Włóczęga: człowiek, który nazywałby się turystą, gdyby miał pieniądze.
Julian Tuwim

Gdzie jest Albinów?

Albinów już nie istnieje, podobnie jak Albendorf, teraz mamy Okrzeszyn. O tym że jest takie miejsce, wiedzą pewnie tylko mieszkańcy i bardzo nieliczni przybysze. Co poniekąd ma swoje zalety i być może, właśnie strzelam sobie samobója.



O walorach okolicznej przyrody, ciekawostkach Sudetów o każdej porze roku nie będę się rozpisywać, bo góry są opisane wszędzie. Skupmy się na Okrzeszynie. Żeby tam dojechać najlepiej mieć samochód, albo rower. PKS chodzi dwa razy dziennie, ale nie codziennie. Innej komunikacji publicznej brak, chociaż niegdyś była. Okrzeszyn jest ostatnią wsią w Polsce. Dosłownie. Stąd już tylko piechotą/rowerem do braci Czechosłowaków - samochodem nie wolno, co nie znaczyło że nie dało się, ale niedawno - ciekawe że po wejściu do Unii - na leśnej drodze wyrósł szlaban z kłódką. Innych dróg i połączeń nie ma. Można jedynie wrócić tą samą drogą jaką tu przybyliśmy, z Chełmska Śląskiego mijając po drodze bliźniaczą wieś Uniemyśl (Berthelsdorf), a potem jeszcze ok. 5 km przez lasy, łąki i górki. Piękne odludzie...

We wsi nie ma ani jednego powojennego domu, nie licząc dwóch opuszczonych blaszaków z epoki Gierka bodajże. Gratka dla tych co chcieliby zobaczyć jak mógłby wyglądać krajobraz bez tzw. słupków polskich lub co gorsza makabrył w stylu hotelu Gołębiewski, czy pseudodworków stawianych na działkach o wielkości chusteczki do nosa. Co prawda, stan techniczny istniejących domów pozostawia niekiedy bardzo wiele do życzenia, jednak od jakiegoś czasu po troszeczku stare domiszcza są remontowane.
Jest jeszcze jeden plus tej miejscowości, który wynika z odizolowania geograficznego i ogólnego marazmu panującego w okolicy. Można przejść przez całą wieś, ok. dwa kilometry drogi (a licząc z drogą od Chełmska będzie razem ok. siedem kilometrów) nie uświadczywszy ani skrawka reklamy, szyldu czy baneru. Cóż za kojący widok dla oczu! Szczególnie że muszę przejechać pół Polski żeby tam dotrzeć i obejrzeć chcąc nie chcąc setki tysięcy różnych komunikatów reklamowych atakujących po drodze. Powiem więcej, nawet lokalny sklep nie posiada tabliczki choćby z napisem "sklep", o "mini markecie" nie wspominając.
Zresztą sklep, który ulokował się w pięknym wielorodzinnym budynku z porządnej klinkierowej cegły, pełni rolę lokalnej agory, tudzież klubu dżentelmena, chociaż damy też tam bywają. Taki lokalny, wiejski klimat gdzie i psy panów spożywających, też wymieniają się między sobą nowymi lub starymi zapachami.


Kiedyś Okrzeszyn był dużą wsią. Działało tu kilka młynów wodnych, browar, rzeźnia, kopalnie, gospody i pensjonaty. Podobno w pięknej, wielkiej kamienicy w samym centrum wsi, była sala balowa z kolumnami, wykończona marmurami. Kawałek takiej kolumny stoi na jednym z podwórek, służy jako swoisty kwietnik.
Zresztą do dziś ocalało ok. 30 proc. domów z ponad stu. Jak to opowiadał mi jeden z mieszkańców, którego rodzina przeniosła się do Okrzeszyna z nowosądecczyzny tuż po wojnie - tu nikt nic nie remontował, bo i po co. Ludzi niewiele było na tyle domów, mieszkało się w jednym dopóki się nie rozpadał. Potem szło się do innego i zabierało wszystko co było przydatne, a reszta służyła jako opał i budulec (chociaż zastanawiam się co budowano, albo jak, bo żadnych śladów działalności murarskiej poza zastaną w 1945 nie ma).
Po karczmach, młynach i innych budynkach tzw. użyteczności publicznej nie ma już śladu. Są tylko kościoły, częściowo w ruinie, no i ostała się końcowa stacyjka, przedwojennej, prywatnej kolei Doliny Zadrny. Ślady po torowisku widać dopiero patrząc z góry - tory rozebrano w latach 70-tych, a budynek zaadoptowano na mieszkania.

Gdzieniegdzie można spotkać jakieś tajemnicze ruiny, stare sztolnie, dziwne oznaczenia na skałach i wydawałoby się poustawiane kompletnie bez sensu stare, pruskie, numerowane słupki kamienne. No chyba że spojrzeć na dawną mapę to okaże się, że akurat tamtędy przebiegała droga.

Taka to sobie zapomniana wioska. A po drugiej stronie gór, za granicą, zaczyna się słynne Skalne Miasto.